Filologia vs. kurs językowy
Chcąc nauczyć się języka lepiej wybrać studia filologiczne, czy może kurs językowy? Ten post pomoże Wam odpowiedzieć na to pytanie.
Anna Brzezina
8/5/20243 min czytać


“Pójdę na filologię, nauczę się języka!”
w trakcie studiów
"Język jest, do tego podzielony na gramatykę, fonetykę, pisanie… Wygląda obiecująco!”
…
“A co to? Historia? Literatura?! JĘZYKOZNAWSTWO??!!”
…
“Uciekam stąd.“
Kurtyna w dół.
Mam wrażenie, że tak często wygląda schemat myślowy osób zapisujących się na studia filologiczne. Wydaje się to być świetnym pomysłem, bo przecież język x jest taki ciekawy i świetnie byłoby go znać biegle, a przecież studia dadzą mi to i jeszcze magiczny papierek świadczący o wyższym wykształceniu!
A potem nadchodzi rzeczywistość.
O filologii słów kilka
Warto pamiętać, że filologia nie polega jedynie na nauce i rozwijaniu samego języka, pozwala nam też poznać kontekst kulturowy kraju lub krajów, w którym dany język jest używany, historii tychże miejsc, najważniejsze dzieła literatury oraz to, jak język funkcjonuje z punktu widzenia językoznawstwa.
Można to trochę porównać do naszej nauki w czasach szkolnych - tak, był język polski. A do tego obowiązkowe lektury do przeczytania oraz omawianie i analiza innych dzieł kultury. Mieliśmy historię (co prawda na każdym etapie szkolnictwa rozpoczynaną od starożytności i piramid, ale z marną perspektywą dotarcia do wydarzeń bardziej nam współczesnych - może coś się zmieniło w tej kwestii, przedstawiam sytuację sprzed ok. 10 lat). I to wszystko sprawiało, że poznawaliśmy język ojczysty wraz z historią kraju i kluczowymi dziełami kultury. Na tym polega rola filologa - ma nie tylko biegle korzystać z wybranego języka, ale również orientować się w konkretnej kulturze, rozumieć zmiany językowe zachodzące z upływem czasu i mechanizmy za nimi stojące.
Filologia i moje doświadczenia
Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że program takiego kierunku studiów będzie się różnić w zależności od uczelni, być może też od języka, dlatego opiszę teraz jak to wyglądało w moim przypadku.
Studiowałam filologię hiszpańską z językiem włoskim we Wrocławiu, na Uniwersytecie WSB Merito. Pierwszy zarzut, z którym się spotykałam - “przecież to uczelnia prywatna, płacisz im kasę za otrzymanie dyplomu!”. No nie, to tak nie działa. Projekty, egzaminy ustne i pisemne, sesja, egzamin dyplomowy, wszystko to, co na każdej publicznej uczelni, też tam istnieje. Może oprócz braku szacunku dla studenta. Tego tam nie doświadczyłam, co niezmiernie mnie zdziwiło, ale też uradowało, po własnych doświadczeniach z uczelni publicznej i historiach znajomych.
Intensywna nauka języka
Jeśli chodzi o program studiów, była to filologia hiszpańska od podstaw, także nie oczekiwano znajomości hiszpańskiego na określonym poziomie. Dawało to teoretycznie równy start wszystkim, ale nie ukrywam, że nie zazdrościłam osobom, które rzeczywiście zaczynały tę przygodę od zera. Tryb uczenia się był bardziej, niż intensywny i wymagał ogromnej ilości włożonego czasu. Patrząc po tym, że plan był taki: semestr I - poziom A1; semestr II - poziom A2; itd., aż do poziomu C1, nie mogło to wyglądać inaczej. Co więcej, nauka hiszpańskiego była podzielona na “kategorie”. Mieliśmy osobno zajęcia z gramatyki, z fonetyki, z komunikacji ustnej, z pisania oraz tzw. sprawności zintegrowanych, skupionych głównie na słownictwie, ale łączących też wiedzę z tych wszystkich wcześniej wymienionych zajęć.
A co poza samym językiem?
Historia literatury Hiszpanii oraz Ameryki Łacińskiej, historia hiszpańskiego obszaru językowego, językoznawstwo, praca z autentycznymi tekstami literackimi, z tym również miałam styczność. Generalnie dużo się działo. Jednocześnie bardzo mi się to podobało, bo uwielbiam poznawać coś więcej poza samym językiem. Czuję się też dużo pewniej mówiąc o tytule licencjatki, który uzyskałam, bo nie tylko podyskutuję po hiszpańsku, ale znam też najważniejsze dzieła literackie, czytałam kroniki konkwistadorów, wiem jak wyglądała rola kobiety za czasów dyktatury Franco (nie za dobrze, mówiąc w dużym skrócie), nie boję się też artykułów na Wikipedii, gdzie wspomina się o morfemach, stosunkach morfosyntaktycznych i o Ferdinandzie de Saussure (pozdrawiam inne filolożki i filologów!).
Co więc wybrać?
Biorąc pod uwagę powyższe, jeśli jesteście zainteresowani stricte językiem, warto pójść na kurs językowy, który dokładnie na tym się skupia. Finansowo jest to mniejsza inwestycja i macie 100% pewności, że nikt nie wyskoczy z datami do zapamiętania, albo celami kognitywistyki. Na pewno przy poszukiwaniu takiego kursu zwróciłabym uwagę na odpowiednio małe grupy (maksymalnie 10 osób, ale im mniej, tym dla Was lepiej) i żeby skupiał się na poprawnej wymowie i wykorzystywaniu języka tak samo intensywnie, jak przeciętna szkoła skupia się na gramatyce.
Jeśli jednak czujecie ciągoty w stronę nieco szerszej wiedzy i tak jak mnie, interesuje Was nie tylko język, ale też cała otoczka kulturowa, studia mogą być lepszym wyborem. Tym bardziej, jeśli myślicie potem o pracy w sektorze lingwistycznym.
A jakie jest Wasze spojrzenie na zagadnienie studia filologiczne kontra kurs językowy?